poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Mizon

Ostatnie tygodnie przepełnione zmianami, nowymi postanowieniami sprawiły, że rozpoczynam swoją przygodę z testowaniem nowych produktów. Stara kosmetyczka przepełniona tymi samymi markami od lat strasznie ogranicza. Metodą małych kroków znalazłam kosmetyki marki Mizon. Zainteresowana nieznanym produktem o dosyć prostym eleganckim opakowaniu postanowiłam skusić się na początek na maseczki do twarzy. Po zimie każda z nas szuka odświeżenia, rozjaśnienia odrobiny wiosennego blasku. Makijaż to nie wszystko więc należy sięgnąć po produkty aktywnie działające na naszą skórę.


Marka Mizon powstała w 2000 roku, te koreańskie kosmetyki cechują się innowacją oraz nowoczesnymi technologiami. Na ich stronie internetowej przeczytałam, że posiadają 16 patentów w dziedzinie produkcji kosmetyków. Mizon tworzy receptury, które są łagodne nawet dla wrażliwej skóry. To co wyróżnia tą markę to - że kosmetyki zawierają niespotykane oraz nietradycyjne składniki. Coraz bardziej już popularny ekstrakt ze śluzu ślimaka regeneruje, spowalnia procesy starzenia się skóry, chroni przed działaniem czynników zewnętrznych i ujędrnia. Rozjaśnia przebarwienia i wyrównuje koloryt skóry. Znalazłam go właśnie w produktach Mizon, dodatkowo szereg ekstraktów roślinnych, których celem jest przede wszystkim spowalniać procesy starzenia, nawilżać, eliminować wolne rodniki czy poprawiać kolorytu i napięcie skóry. Znalazłam ekstrakt z zielonej herbaty, aloesu czy papai. W ofercie marki Mizon znaleźć można słynne maseczki w płachcie, którą testowałam. Ale również kremy do twarzy, toniki, olejki do demakijażu i mycia skóry, serum czy kremy BB. Tym razem postawiłam na cytrynową kurację rozjaśniająco- wybielającą. Pierwsza z maseczek w płachcie ma za zadanie rozjaśniać cerę, dodać blasku i wzmocnić skórę. Jest w bawełnianym, dosyć grubym płachcie. Podczas wyciągania z opakowania czułam, że jest dobrze nasączona i nie obawiałam się rozerwania podczas otwierania maski. Co do stopnia dopasowania otworów na oczy czy usta  jest standardowy, w moim przypadku zawsze mam za małe otwory na oczy. Natomiast miejsce na nos jest odrobinę większe w porównaniu do tymi ze skin79. Produkt rzeczywiście znacznie rozjaśnił moją skórę, miałam również uczycie nawilżenia i blasku. Nie jest to maska, który ma działanie rozgrzewające czy chłodzące, więc w czasie który miałam ją na twarzy nie przeżyłam dodatkowych przyjemności. Cały efekt jest po a efekty w stopniu zadowalającym. Myślę, że następnym razem zamówię kilka sztuk żeby sprawdzić jak działa przy systematycznym stosowaniu.


Kolejna sztuka to skoncentrowany cytrynowy odżywczy zestaw o dosyć nietypowym sposobie aplikacji. Po wymieszaniu dwóch saszetek maseczki można nanieść ją ręcznikiem na twarz lub zanurzyć na kilka sekund twarz w misce z maseczką. Ja wybrałam drugą bardziej efektowną metodę. Po wymieszaniu produkty bardzo mocno się pienią,wręcz buzują wchodząc w reakcję podczas zanurzenia twarzy czułam jak gdyby produkt automatycznie wchłaniał się w skórę. Po połączeniu składników - maskę można porównać do wody gazowanej z dodatkiem sody oczyszczonej i soku z cytryny. Samo spektakularne nakładanie jest niczym w porównaniu do efektów natychmiastowych po. Perfekcyjnie zmatowiona, wygładzona, delikatnie wybielona i ściągnięta skóra - dostałam więcej niż oczekiwałam za około 15zł. Produkt jest zachwycający, na pewno zamówię kolejne sztuki.
Podsumowując dwie maski marki Mizon, cytrynowa kuracja nr.2 oczarowała mnie swoją konsystencją, sposobem aplikacji a przede wszystkim natychmiastowymi efektami. Otrzymałam od marki Mizon wszystko co producent zagwarantował, dodatkowo wysoką jakość produktów a w składzie skoncentrowane ekstrakty roślinne, przeznaczone są również do skóry delikatnej skłonnej do alergii.





piątek, 14 kwietnia 2017

Co mnie motywuje?

W tak okropną pogodę, poszukuje silnej motywacji do pracy! Brak pomysłów na realizację swoich planów sprawia,  że z dnia na dzień stan się pogarsza. Okazuje się, że najgorsza jest niemoc. Nie brak czegoś materialnego tylko brak chęci do działania.
W ostatnim tygodniu miałam okazję uczestniczyć w szkoleniu motywacyjnym, co prawda realizacja w zakresie najczystszej teorii, która zazwyczaj nie jest motywująca. Tym razem wyciągam wnioski.



Nie jestem w tym sama ( to stwierdzenie samo w sobie jest motywujące, przecież nie lubimy być w czymś sami...)  według badań ponad połowa ludzi czerpie motywacje ze wzorców. Świadome działanie w którym przed publicznością stawia się jednostkę, która osiąga sukcesy bez znaczenia na jakim podłożu. Widownia widząc  ''człowieka sukcesu'' zadaje sobie pytanie, a Ja? przecież też potrafię! Minusem tego wpływu jest fakt, że w momencie gdy wzór znika z pola widzenia, motywacja przyjmuję tendencje spadkową. Motywować możemy się również sami - wewnętrznie. Poprzez realizowanie siebie swoich wewnętrznych pragnień sprawiających nam radość, nazywana samorealizacją. Jeśli to nie wystarcza a bardzo często tak jest, następuje proces motywowania zewnętrznego, który jest po prostu nagrodą za wykonane zadania. Najprostszym przykładem jest praca i co miesięczne wynagrodzenie. Sama zaczęłam stosować metodę ' kija i marchewki ' Wyznaczam jasno ukierunkowany cel dokładnie umiejscowiony w czasie z określoną nagrodą za realizację.



Czy pomaga? Termin mojego eksperymentu jeszcze się nie zakończył ale czuję jego działanie codziennie. Skupiam się, na myśleniu o wyznaczonych zadaniach, rozplanowuję je, czuję presję czasu przez co krok po kroku realizuję je. Co do nagrody, to nie musi być wielka rzecz, na mojej liście są sprawy które i tak zrealizowałbym bez okazji lecz, gdy stają się nagrodą odczuwam słuszność dokonanego zakupu a przedmioty którymi się otaczam posiadają małą historię. Nowy zegarek, kolejny kubek do kompletu, kolejna szminka, para butów czy kawa w ulubionej kawiarni to wszystko może stać się nagrodą za wykonane zadania.
Muzyka oficjalnie  uznawana za motywację wewnętrzną, sprawia nam radość. Jednocześnie motywuje do działania i nagradza. Samo działanie muzyki na mózg człowieka jest fascynujący, tutaj znajdziecie cały artykuł w focus na ten temat. Od jakiegoś czasu delikatnie zdaję sobie sprawę z obecnej melomani. Obecnie nie znajdziecie wielu informacji na ten temat, ale jest to zjawisko coraz bardziej obecne i powszechne polegające na umiłowaniu muzyki. Na koniec fragment z artykułu powyżej oraz to czego słucham w tym tygodniu. miłego dnia.






"JESTEŚ TYM, CZEGO SŁUCHASZ
Brzmi to trochę jak kiepski horoskop, ale podstawy ma jak najbardziej naukowe. Od niedawna jesteśmy w stanie powiedzieć, jakimi cechami charakteryzują się fani poszczególnych gatunków muzyki. Wszystko dzięki Adrianowi Northowi i jego współpracownikom z Heriot-Watt University w Edynburgu. Przebadali oni 36 tys. osób i aż 104 gatunki muzyczne.
Ustalili, że:
Fani ROCKA I HEAVY METALU – są łagodni, kreatywni, mają niską samoocenę i skłonności do lenistwa
Fani BLUESA – mają wysoką samoocenę, są kreatywni, łagodni i spokojni
Fani JAZZU – mają wysokie poczucie własnej wartości, są kreatywni i swobodni
FANI MUZYKI KLASYCZNEJ – kreatywni introwertycy z wysoką samooceną
Fani HIP-HOPU – mają wysoką samoocenę
Fani COUNTRY – są pracowici, nieśmiali i konwencjonalni
FANI OPERY – są kreatywni, bardzo delikatni i mają wysoką samoocenę
Fani POPU - pracowici i konwencjonalni
Fani DANCE – są kreatywni i niedelikatni
Fani SOULU – są kreatywni, łagodni i spokojni
Fani REGGAE – leniwi, towarzyscy, łagodni, spokojni i wysoko się cenią ."

Źródło:http://www.focus.pl/czlowiek/masaz-mozgu-czyli-jak-dziala-na-nas-muzyka-10859?strona=1







sobota, 8 kwietnia 2017

Zachwyt bielą




Na czym polega fenomen białego koloru od lat nieustępującego miejsca, mawiają że czerwień jest dla odważnych dla kogo zatem jest biel ? Przez lata jej unikałam uważając za zbyt wymagającą zarówno w trakcie noszenia jak i dbałości o jej utrzymanie, moja opinia wciąż jest niezmienna jednak zwiększyłam dozę tolerancji. Doceniłam i upajam się pozytywami bieli, teraz rozumiem co ma na myśli mama mówiąc przez lata, że w bieli wygląda się nie tylko świeżo ale i schludnie. Ostatnio poszukiwania zaprowadziły mnie w progi królestwa zwanego ZARA  to właśnie tam odnalazłam krainę bieli, w której nieskazitelność ujęła mnie niewyobrażalnie. Początek brzmi trochę jak bajka - to nic innego jak biała rzeczywistość. Nowa kolekcja białych i kanarkowo -żółtych bluzek hiszpanek w drugiej odsłonie, już w zeszłym roku urzekały wszelkiego rodzaju falbany, które nieustannie pozostają na sklepowych wieszakach czarując. Biel zawsze modna połączona w tym przypadku z doskonałym wykończeniem i przecudnie układającym się materiałem nieco sztywnym ale jednocześnie doskonale dopasowującym się do ciała jest tym czego szukałam i wymagam .





   Wiele razy przekonałam się, że warto inwestować w dobrze przemyślaną garderobę a kupowanie pod wpływem impulsu jest zgubne nie warunkując zadowolenia na przyszłość. Marząc o ogromnej garderobie a mając do użytku zawsze za małą szafę muszę myśleć przyszłościowo i zadbać o to by znalazły się w niej tylko takie rzeczy, po które sięgając nie będę miała wątpliwości, że uszyte są konkretnie na mnie. Poszukiwania związane z zakupami ubrań muszą kończyć się znaleziskiem - idealnym a to co zakładam na siebie, czego szukam w modzie musi  dawać poczucie komfortu i sprawiać, że czuję się nie tylko wygodnie ale i atrakcyjnie. Teoretycznie to co ubieram powinno być wygodne ale zbyt często spoglądamy na rozmiar czy aby na pewno jest -  jak najmniejszy. Miłościwie królująca mania "maleńkości" prowadzi nas na szafot. Nie mam problemu by przymierzyć coś w większym rozmiarze zwykle zabieram ze sobą rzecz w swoim i większym by porównać co leży lepiej, czasami przypuszczenia okazują się słuszne wielokrotnie wybieram coś co nie krępuje ruchów, wolę unikać zbyt dopasowanych rzeczy mając nadzieję, że po pierwszym praniu się rozciągną, oszukiwać się, że się rozchodzi. Jestem na tyle świadoma swojego ciała i zadowolona ze swojej wagi by nie musieć się okłamywać i oszczędzić sobie niezadowolenia  .






piątek, 7 kwietnia 2017

Trendy 2017 - DIY buty.



 Trendy tego sezonu albo się pokocha albo znienawidzi. Można też nie ulegać im i być sobą z jedną wiosenną 'wisieńką' nowości. Ja właśnie tak robię, większość ubrań, które mam w swojej szafie wciąż wpasowują się w trendy tego sezonu wystarczy dodać im kilka nowych elementów.
Lato 2016 to początki klapek z futerkiem, wówczas myślałam, że zostałam zasypana tym trendem, który szybko przeminie i nie szczególnie przypadł mi do gustu. W tym sezonie zostałam obdarowana czymś gorszym, trendy Brzydkich butów. Tak oto klapki z futerkiem okazały się nie takie złe, całkiem wygodne, stylowo wyglądające. Dobrze się złożyło, że mam w ostatnich tygodniach twórczą potrzebę rozwoju zrobiłam więc sama swoje klapki z najwygodniejszych pod słońcem okropnych starych bazarkowych czarnych klapeczek. W pasmanterii kupiłam czarne futerko i do działania.
 Za metr zapłaciłam 19 zł. Powierzchnię do, której przyklejam futerko odtłuściłam, następnie klejem na gorąco umocowałam  kawałki futerka, przycięłam odstające części i gotowe;)




Kolejnym typem buta na który stawiam w tym sezonie a również nie podobały mi się do końca w zeszłym. Baleriny ze wstążkami, oryginalne od Miu Miu pewnie zainteresowały by mnie. Natomiast na dziś zadowolę się swoim projektem.
Zastanawiałam się nad zakupem, tych z sieciówek czy stron internetowych, które proponują podobne buty lecz w ostateczności zrobiłam swoją wersję bardzo uproszczoną. Znalazłam najprostsze baleriny z wypustką z tyłu i dokupiłam wstążkę. Możecie również spróbować wkleić wstążkę od wewnętrznej strony buta.






wtorek, 4 kwietnia 2017

Marzec - ulubieńcy.

Od jakiegoś czasu zabieram się do rozpoczęcia serii ulubieńców,  z różnych powodów to nie następowało.Wraz z nadejściem ciepłych dni, poczułam dużą motywację do realizacji swoich planów. Oto kilka kosmetyków, które kupiłam w marcu i zachwyciły mnie. Produkt nr. 1 poleciła mi przyjaciółka, po zimie miałam ogromny problem z przesuszoną skórą dłoni pomimo stosowania produktów nawilżających. Kupiłam więc Palmer's! 


Co do właściwości produktu - bardzo szybko się wchłania, tym samym nawilża suchą skórę, jest na bazie masła kakaowego dzięki temu nadaje skórze ładny koloryt, zawiera również petrolatum który zapobiega przeznaskórkowemu odparowywaniu wody.  Ma także zdolność pochłaniania promieni UV więc idealnie sprawdzi się latem. Za opakowanie 60g. zapłaciłam ok. 15 zł.

Punkt nr.2 to nowość od firmy L'oreal, krem koloryzujący dostępny obecnie w wielu modnych w tym sezonie pastelach, czerwieni czy nawet w pomarańczu. Jestem pozytywnie zaskoczona tym produktem, nigdy nie farbowałam włosów a mój naturalny kolor to ciemny brąz. Założyłam, że produkt nie zadziała na moich włosach i efekt będzie mało widoczny. Myliłam się, bardzo dobra nieinwazyjna koloryzacja, idealne rozwiązanie na wakacje.



Co do kultowego podkładu z Catrice nie dodam z pewnością niczego więcej, co już zostało o nim powiedziane. Cudowny produkt, jest niewidoczny na mojej skórze, bardzo wytrzymały, wydajny, nie doszukałam się minusów...
Od czasu wprowadzenia na rynek tangle teezer nie używałam innej szczotki. Idealne rozczesywanie włosów łatwa do utrzymania w czystości, poręczna, nie pomyślałam, że mogę zamienić ją na inny model. Do czasu gdy w moje ręce wpadła szczotka firmy For your beauty, zakupiona w rossmann za ok. 30zł. Przeznaczona do długich i gęstych włosów, ułatwia rozczesywanie i nadaje im jedwabisty połysk.




Na koniec odkrycie z Inglota, cudowny brokatowy cień do oczu, znajdziecie szeroką paletę kolorów. Dokonując wyboru swojego miałam ogromny problem, każdy z nich jest niesamowity. Pigmentacja jest świetna, delikatnie się osypują, natomiast trwałość i charakter jaki nadają zwykłemu makijażowi jest niepowtarzalny. Link do cieni. Przy zakupach warto dobrać duraline, który ułatwi nakładanie produktu, utrwali oraz podkreśli kolor cieni.