piątek, 20 kwietnia 2018

Maski do ust, którą wybrać?

Mimo mojego braku sympatii do wiosny bardzo się cieszę, że zima odchodzi na dobre. Jednym z powodów mojej radości jest sucha skóra, która wystawiona na działanie mrozu nie wygląda dobrze i wymaga dużo więcej troski. Od jakiegoś czasu moim problemem numer jeden stały się suche skórki wokół ust. Pomimo nawilżania skóry twarzy oraz używania odpowiednich kosmetyków do pielęgnacji ust jest to miejsce na pograniczu. Kosmetyki do pielęgnacji twarzy nie działają w tym rejonie odpowiednio, a także nawilżenie samych ust nie zapobiega temu co się dzieje wokół. Uwzględniając różne czynniki, nie tylko okres pozimowy, postanowiłam użyć maseczek do ust.
Wydało mi się to totalną nowością, co zachęciło mnie do spróbowania, ale również było sposobem na rozwiązanie problemu. W drogeriach stacjonarnych znalazłam dwie maski. Zaprezentowane na zdjęciu poniżej.


Pierwsza to nowość z Rossmana, marki Isanna. Proponuje maskę o żelowej konsystencji, w kształcie ust. Przeznaczona do wszystkich rodzajów skóry, po 20 minutach ma sprawić, że nasze usta będą wywoływać piorunujące wrażenie, będą delikatne, gładkie i uwodzicielskie. Muszę przyznać, że każda kobieta po przeczytaniu takiego opisu skusi się na ten produkt, uwzględniając fakt, że jest za 8 zł. Postąpiłam tak też i ja. Ze sporymi oczekiwaniami kupiłam produkt. Postępując zgodnie ze wskazaniami sposobu użycia nałożyłam maskę. Sama aplikacja jest bardzo łatwa, żelowe usta są bardzo intensywnie nasączone substancją odżywiającą, minusem jest to, iż warstwa żelu jest stosunkowo gruba i nie przylega do ust dokładnie ze wszystkich stron. Musiałam odczekać ok 10 minut, część śluzu wsiąkła, wówczas maska przykleiła się do skóry. Podczas stosowania nie czułam pieczenia czy rozgrzewania. Efekt po jest dla mnie zadowalający, ponieważ skóra wokół ust ładnie się wygładziła oraz jest bardzo odżywiona. Zauważyłam również wyrównanie kolorytu skóry, same usta delikatnie nawilżone, natomiast maska zostawiła jakby kredową konsystencje na ustach.



Drugi produkt udało mi się znaleźć w Drogeriach Polskich jest to produkt z serii koreańskich kosmetyków marki Pilaten, co bardzo mnie zaskoczyło, cena była o wiele niższa od produktów Issana, zapłaciłam za nią 3 złote. Założenia produktu podobne jak w produkcie Rossmann. Muszę przyznać, że ta propozycja o wiele bardziej przypadła mi do gustu. Sama żelowa substancja jest o wiele cieńsza przez co dobrze dopasowała się do kształtu moich ust. Jeśli chodzi o wielkość maski jest na tyle duża, że zakrywa usta oraz wykracza dużo poza nie, tak samo jak w przypadku pierwszej maski. Wielkość  jest dla mnie odpowiednia, lecz należy uwzględnić fakt, że posiadaczki mniejszych ust mogą narzekać na jej wielkość. Efekt po, widoczne odżywienie wokół ust, lecz nie zauważyłam wyrównania kolorytu. Usta nie są bardzo nawilżone, ale dobrze wygładzone, więc produkt sprawdzi się dla osób poszukujących efektu gładkości.
Pamiętajcie, że produkty mogą inaczej reagować z Waszą skórą. Jeśli jednak poszukujecie produktu, który wygładzi i odżywi skórę oraz nie nadszarpnie budżetu, to już zachęcam do zakupu koreańskiej maski, Pilaten.


sobota, 14 kwietnia 2018

Brzoskwiniowy efekt na policzkach, jak uzyskać?

Każda zmiana niesie za sobą coś nowego, wiosna wprowadza nowe trendy na wielu płaszczyznach. Odświeża naszą garderobę, wprowadzając lekkie materiały o jasnych barwach. Zmusza do większej aktywności fizycznej, wprowadza w naszą dietę więcej warzyw czy motywuje do picia większej ilości wody. Moimi inspiracjami na sezon letni są naturalne materiały takie jak wiklina czy len, ale również naturalny makijaż. Bardzo się cieszę, że kryjący trend makijażowy wraz z matem na ustach znikają. Był to trend zakrywania naturalnego piękna. Na ich miejsce w mojej kosmetyczce trafia delikatny rozświetlający podkład, który wkrótce zostanie zastąpiony kremem BB oraz produkty, które nadają świeżości oraz blasku. Nigdy nie byłam fanką silnego konturowania twarzy, więc teraz nie będzie mi tego też brakować natomiast zawsze używałam rozświetlaczy, teraz z dodatkiem róży goszczą na mojej twarzy częściej.






Miesiąc kwiecień, to czas w, którym można skorzystać z promocji kosmetycznych, w ten też sposób nabyłam kilka nowych produktów rozświetlających. Moja miłość ostatnich dni to Skin kiss od Revolution, wybrałam kolor peach kiss, ponieważ najlepiej pasuje do mojej karnacji i jest bardzo wakacyjny. Zaczynając od cudownego opakowania, które mnie urzekło w kolorze rose gold, z bardzo dużym lusterkiem, po sam produkt o bardzo dobrej konsystencji, z którą można wdzięcznie pracować. Produkt w kamieniu nie jest o kredowej ani mokrej konsystencji, bardzo dobrze stapia się ze skórą dając efekt zdrowego połysku z dodatkiem brzoskwiniowego koloru na policzkach. Podobny efekt proponuje marka AA z kolekcji Wings natomiast w tym przypadku, efekt jest o wiele bardziej matowy. Z tej serii mam zarówno róż jak i bronzer, produkty te mają bardzo silną pigmentację. Bardzo łatwo więc o nałożenie zbyt dużej ilości produktu. Jeśli chodzi o trwałość to jest bardzo typowa do produktów z średniej półki. Natomiast w połączeniu z opalona skórą latem będą idealnym praktycznie niewidocznym dodatkiem. 






piątek, 6 kwietnia 2018

Ulubieńcy

Ostatni wpis z serii ulubieńcy, był dosyć dawno, natomiast wydaję mi się, że potrzebowałam czasu na znalezienie odpowiednich rzeczy i dzięki temu mogę dziś powiedzieć, że przedstawiam swoje perełki. Jak zwykle, są to nie tylko przedmioty ale i seriale, muzyka czy miejsca.
Troszkę tego jest, więc nie zwlekając pierwsza część należy do tego co namacalne.
Totalnych hitem ostatnich miesięcy są dla mnie delikatne satynowe szlafroki, muszę przyznać ze mam prawdziwą obseje na ich punkcie. Przepiękne kolory, delikatna satyna przenoszą mnie w świat pasteli i wieczornych rytuałów w towarzystwie świec lakierów do paznokci czy książek. Zastanawiam się nad tym, z jaką liczbą takich szlafroków skończę w tym roku...


Kwiaty to od zawsze element, który jest niezbędny w moim domu, świeży bukiet otrzymany w prezencie do kogoś lub od siebie stał się zarówno ulubieńcem jak i niezbędnikiem. Mam wrażenie, że kupujemy za mało kwiatów ciętych. Odchodzi się od tradycyjnych bukietów na rzecz roślin doniczkowych co za tym idzie, nie zwracamy uwagi na znaczenie kupowanych kwiatów o ile je już kupujemy. Zaliczam się do grupy osób, które uwielbiają mieć świeży bukiet w wazonie, moimi faworytami w tym roku są białe lub różowe róże oraz nieśmiertelne goździki w tych samych kolorach co róże. Przyznam, że na wiosnę wkradają się, również tulipany ale tylko w kolorze białym.


Bardzo często, również używam lakierów z Golden Rose 60 sekund. Bardzo szybko schną, mają cudowne kolory, dosyć dobrą trwałość oraz niską cenę. Jeśli chodzi o minusy to konieczne jest zastosowanie topu ponieważ nie tworzą, perfekcyjnie gładkiej powierzchni na paznokciu. 
Zostając przy marce Golden Rose pochylam się, nad pomadką w płynie, kupiłam ją z myślą o naturalnej trwałej matowej pomadce i aksamitnym wykończeniem. Niestety, jeśli chodzi o kolor nie jest to perfekcyjny odcień dla mnie, lecz bardzo łatwo się aplikuje i jest trwała co jest dużym plusem. Stosunkowo długo schnie, radzę wam nakładać bardzo cienkie warstwy i odczekać chwilę aby dokładnie zastygła na ustach, uważam, że warto dać jej czas, ponieważ efekt jest naprawdę niesamowity.





Beret to kolejny kochanek ostatnich tygodni. Noszę go praktycznie codziennie, jest bardzo dobrej jakość, cena była również atrakcyjna. Wciąż jest dostępny na stronie hm w kilku kolorach, więc jeśli macie ochotę kupić to bardzo Wam polecam. Trendy beretów jest dla mnie bardzo zabawny w konfrontacji z codziennym życiem. Miałam wiele przypadków, kiedy stałam w kolejce w sklepie a obok mnie starsze panie w podobnych modelach ale to całkowicie mnie nie zniechęciło. Nadaje bardzo francuskiego charakteru stylizacją co jest przeze mnie pożądane.



Produkty Balea zaliczane do kategorii kosmetyków za kilka euro o nie najlepszym składzie, natomiast ten balsam kupiłam z myślą o letnich dniach. Bardzo ładnie pachnie i ma delikatny brokat, który pięknie będzie wyglądać w słońcu. Dodatkowo uwiodło mnie opakowanie, szkoda tylko że nawilżenie jest 5/10.


Bardzo długo szukałam odpowiedniego terminarza, w tym roku zajęło mi to aż trzy miesiące. Szukałam czegoś prostego bez zbędnych wkładek w postaci naklejek, twardej oprawy. Ten znalazłam w Stradivariusie ma najprostszy z możliwych układów i za to go uwielbiam! Samodzielnie wypełniam aktualny miesiąc i jest w nim tylko widok miesięczny, przez co jestem wstanie planować z wyprzedzeniem sprawy do załatwienia czy wyjazdy. Skupiam się na całości a nie na pojedynczych dniach czy jednym tygodniu. Połowa dedykowana jako idea to miejsce dla mnie na pomysły blogowe, zdjęcia, projekty, dodatkowe zapiski bądź plan dnia jeśli mam taką potrzebę. Jeśli szukacie czegoś prostego to jak najbardziej w Stradivarius za 39.99 znajdziecie ten oraz jeszcze inne modele.

                     

Powoli przechodząc do części nienamacalnej czas na "Mleko i Miód" Kaur Rupi, ja ma w wersji polsko-angielskiej co jest dla mnie bardzo ciekawym rozwiązaniem. Książka ta jest do mnie codzienną inspiracją, chwilą refleksji ale też doskonałym sposobem na powtarzanie słówek, aż ciśnie się na usta stwierdzenie nauki nigdy dosyć. W świecie seriali na miejscu pierwszym wiąż jest produkcja Netfilxa Grace i Frankie, nie muszę chyba tego nikomu przedstawiać, niesamowicie śmieszne 4 sezony już za mną na kolejny czekam z niecierpliwością, niestety cały rok.

Moim kolejnym ulubieńcem jest Spotify z którego korzystam praktycznie codziennie, tworzę systematycznie nowe playlisty odkrywam nową muzykę, mam też kilka ulubionych podcastów. Jest to z pewnością miejsce z którego czerpię sporo inspiracji i poświęcam dużo czasu. Miłego wieczoru;) 

środa, 28 marca 2018

Idealne loki na wiosnę z Remington Prolux.

Fale czy loki to jedna z tych propozycji, które są często bardzo pożądane przez kobiety, szczególnie wiosną czy latem. Nadają objętości włosom oraz są bardzo kobiecym rozwiązaniem. Sprawdzają się zarówno na wieczorne wyjścia, jak i na co dzień. Świetnie modelują kształt twarzy, oczywiście należy uważać przy doborze ich rodzaju, aby nie odebrać sobie urody tylko ją dodać. Kiedyś loki były jedną z najmodniejszych fryzur dla kobiet, utożsamiano je z zadbaniem, zamożnością i seksapilem. Dziś kojarzy mi się z dużą ilością  wolnego czasu, przecież burzy loków nie zrobi się w 5 minut, więc przede wszystkim czas, umiejętności oraz cierpliwość.





Sama uwielbiam wszelkiego rodzaju fryzury, bardzo często goszczą one na mojej głowie.
Próbuję różnych metod, aby uzyskać wymarzony efekt, tym razem wałki termiczne od Remington.
Podoba mi się w nich to, że oddają ciepło w sposób równomierny, a nie tak jak w przypadku
lokówki, gdzie łatwo o poparzenie i zniszczenie włosów. Do marki Remington, jako producenta oferującego od lat najwyższej jakości urządzenia do stylizacji włosów mam ogromne zaufanie. Wierzę w skuteczność tych produktów, ale także w pełne bezpieczeństwo. Mam natomiast obawy jaki efekt uzyskam na swoich włosach, ponieważ są bardzo odporne, jeśli chodzi o zabiegi termiczne, lecz nie zamierzam się poddawać.






Główne cechy to:

  • 20 welurowych wałków ułatwiających nawijanie włosów – 8 średnich (25 mm) i 12 dużych (32 mm)
  • Nowy, innowacyjny kształt klipsa
  • Technologia Dual Heat – nagrzewanie wałków i klipsów w 90 sekund
  • Kompaktowa obudowa- łatwość przechowywania
  • Pokrywa ochronna
  • Łatwiejsze przechowywanie, dzięki możliwości owinięcia kabla
  • Ceramiczne, nagrzewające się klipsy
  • Wskaźnik włączenia

Jako kobieta zwracam dużą uwagę na wygląd urządzenia, producent postawił na bardzo delikatne kobiece kolory, mowa o bladym różu oraz lilli. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest również miejsce na schowanie kabla zasilania, dzięki temu po użyciu nie przeszkadza w przechowywaniu. Może więc stać się ozdobą na toaletce. Składa się z 20 welurowych wałków – 8 średnich (25 mm) i 12 dużych (32 mm). Taka ilość wałków wystarczy na długie włosy. Ja natomiast uwielbiam używać mniejszych wałków, ponieważ dają efekt mniejszego skrętu, na czym mi zależy.




Po włączeniu urządzenia wałki niemal natychmiast zaczynają się nagrzewać. Czekam około 3 minut, aby solidne nabrały ciepła i rozpoczynam nakładanie na włosy. Ogromnym plusem wałków PRO luxe jest to, że są niesłychanie lekkie. Po nałożeniu na głowę są praktycznie niewyczuwalne, nie sprawiają dyskomfortu, nie dają uczucia ciężkości.




Poza tym są to termo-wałki, które nie parzą ani palców przy ich nakładaniu na pasma, ani skóry głowy. Warto zwrócić uwagę na klipsy, które także się nagrzewają i tym samym pomagają w lepszym skręcie włosów. Klipsy są bardzo łatwe w zastosowaniu, nie łamią i nie rwą włosów. Wałek pokryty specjalnym czarnym welurowym materiałem zabezpiecza także przed ześlizgiwaniem się z niego klipsa. Według zaleceń producenta wystarczy trzymać je ok 5 min na głowie, natomiast ja zawsze czekam troszkę dłużej. Zazwyczaj do chwili, aż przestają oddawać ciepło. Jeśli chodzi o czas to niestety jest podobny do tego jak używam lokówki.
Loki wychodzą bardzo ładnie, delikatnie kobieco i naturalnie. Będę ich używać zapewne bardzo dużo latem, teraz w sezonie przejściowym, gdzie moja fryzura musi wytrzymać pod różnymi nakryciami głowy pozostaję przy lokówce.

poniedziałek, 19 marca 2018

Nawilżenie na wiosnę z Oriflame Tender Care

Od jakiegoś czasu moim numer jeden, jeśli chodzi o pielęgnację ust, są produkty marki Eos. Ulubionym smakiem jest miętowy, niezależnie od pory roku, natomiast jak z każdym kosmetykiem zdania są podzielone. Przeczytałam ostatnio sporo komentarzy negatywnych na temat produktów Eos, z racji tego, postanowiłam podzielić się z Wami produktami, których używałam kiedyś.


Zafascynowana moimi początkami zakupów przez internet, zamawiałam sporo produktów kosmetycznych z Oriflame. Dopiero teraz pochylając się nad tą marką dowiedziałam się, że swoich początków firma sięga 1967 roku. Co bardziej mnie ucieszyło powstała w Szwecji. Jest to od niedawna mój ulubiony kraj, więc z większą przyjemnością wracam do produktów tej marki i testuję nowe balsamy nawilżające do ust.
Mam przed sobą trzy smaki: niebieski to balsam z olejkiem z nasion borówki, różowy o zapachu różanym oraz czerwony z olejkiem z nasion żurawiny. Jeśli chodzi o zapach wszystkie pachną bardzo intensywnie, pozostają bezbarwne zarówno w opakowaniu jak i po nałożeniu na usta.

Na opakowaniu nie znalazłam szczegółowego składu produktu, natomiast na stronie internetowej, są bardzo dokładnie rozpisane wszystkie składniki, co uważam za obowiązek producenta. Naturalna formuła z woskiem pszczelim i witaminą E ma za zadanie odżywiać skórę. Dodatkowo na stronie znajduje się mnóstwo opinii napisanych przez zadowolone klientki. W porównaniu do innych dostępnych na rynku marek, moim zdaniem, ten produkt nie należy do najlepszych, kiedyś byłam zachwycona, natomiast teraz widzę więcej minusów.


Produkty nawilżają usta, lecz stopień nawilżenia nie jest dla mnie odpowiedni. Nawilżenie jest krótkotrwałe oraz  brakuje efektu wygładzenia skóry. Silny zapach może mdlić, a opakowanie w kształcie jajka nie należy do najwygodniejszych. Jeśli chodzi o wydajność, pomimo 15 ml produktu starcza na bardzo długo. Swoje pierwsze opakowanie używałam tak długo, że aż wstyd mi o tym wspominać. Skończyło się tak, że nie zużyłam produktu przed końcem daty ważności.
Jednakże zachęcam do spróbowania, pamiętajmy o tym, że każda z nas ma indywidualne potrzeby, powinna próbować wielu produktów, aż znajdzie swój idealny. Należy się dbać o małe przyjemności i poszukiwać do skutku.




czwartek, 22 lutego 2018

Barania Góra - pierwsze zimowe wejście


                                                                                                                                                                                     

Góry to magiczne miejsce pełne zachwycających widoków i przecudnej energii, co krok patrzę na coś a w głowie ciągle przechodzi jedna myśl jak tu pięknie to mantra, która co kilka kroków powraca - jak tu pięknie. Nie znam innego miejsca gdzie obcy witali by się tak serdecznie i nigdzie nie cieszę się z widoku drugiego człowieka jak na szlaku ,w górach nikt nie znajduje się przez przypadek - tam łączy nas jedna idea jeden cel - zdobyć szczyt. Nie jestem wytrawnym turystą górskim ale lubię to uczucie kiedy pokonuje swoje słabości i każdy krok chodź czasem dłuży się  jak siedmiomilowy zbliża mnie do celu.W trakcie łagodnej wspinaczki  przez ośnieżone tereny odczuwam osamotnienie ale bardzo szybko zamieniam je w przemożną siłę . W zimie nie miałam jeszcze okazji zdobywać nawet 1220 dlatego chodź od  dnia zdobycia góry minął tydzień wciąż wspomnienia są tak świeże . Widoki przyrody rekompensują trudy każdej wyprawy ale dopiero w chwili kiedy siedzę w ciepłym miejscu pod kocem. Perspektywa powrotu po zmroku nie należała do najbardziej pożądanych a cały dzień marszu po ścieżce na szerokość dwóch stóp odcisnął piętno zmęczenia. Nawet wtedy liczyło się by przeć naprzód a magia złapania dobrego kadru odeszła w zapomnienie .Góry to nie przelewki wiedzą to alpiniści i tacy weekendowi turyści jak ja dlatego  musi minąć okrągły rok bym wróciła do myśli o powrocie na południowo -wschodnią część Beskidu Śląskiego. Bliskość natury zawsze sprawiała mi radość natomiast będąc w górach czuję się taką kruchą istotą jak nigdzie indziej, podczas mojego spacerowego szlaku nie mogłam nie pomyśleć o nieżyjącym już Tomaszu Mackiewiczu i Wszystkich tych którym góry były droższe niż życie.